(kalendarzowe) zadupie

- Nic mi się nie chce. Ten miesiąc jest straszny.
- Nie martw się, luty to takie zadupie kalendarzowe. Wszystko śmierdzi, nic nie wychodzi. W warzywniaku tylko seler, buraki, ziemniaki. Przejdzie.

W ostatnim czasie przebywamy w odległości przynajmniej metra od okna. Raczej nie spoglądamy w dół (radzę nie spoglądać w dół). Kocica niby coś czuje w kościach, biega w tę i z powrotę. Zdecydować się nie możę. Biały przepadł, szuka nowej konkubiny. Klon (konkubina zeszłoroczna) przeprasza się z nowymi kawalerami. Snujemy się my, dobra ruchome i te nieruchome też. Frau zagląda w kalendarz: trochę, acz niewiele tego jest. Ratuje się sięgając po przepisy na zupę selerowo - ziemniaczaną.
Tęsknie wzdychając do przyszłych, czerwcowych pomidorów sięga się po zielone, po czerwone, po każde inne niż szare.