wzorowy wrzesień

Jeszcze uchylamy okna na noc: nad ranem przez szpary wsącza się rześkość + marudzenia dzieci z sąsiedztwa.

Chadzam na bazar, zbieram dynie. Paradoks taki: dynia, która to wiele zniesie i, podobnie jak jabłka, dobrze przechowywana przeleżakuje sporą część zimy, staje się towarem deficytowym już w listopadzie. Więc zbieram.
Razem z dyniami kolekcjonuję zdziwienia:

* fioletowe kalafiory w sierpniowym słońcu na wystawach prowincjonalnych warzywniaków (pytam panią czy to jest TA, właśnie ta odmiana kalafiora, nieeee to szefowa farbą pomaowała, drążę dalej, bo czemu liście zostały zielone, nieee to niejadalne, ozdobne raczej),

* na bazarze pan z dyniami, specjalizuje się w nich wyłącznie (na stole wyeksponowane przepięknie różne odmiany, każda stosownie opisana, pan z szerokim uśmiechem dla żądnych wiedzy wyciąga mini przewodnik po dyniach i czyta),

* chłodno wieczorem, więc nogi, nogi tu, nogi tam, dzwonię kluczami po zmroku, coś się pałęta między, myślę kotek mały, potrząsam torbą z chrupkami o rybnym zapachu, zapalam latarkę - ciasteczko.
Patrzy na mnie pięć par oczu: mały prążkowany, duży prążkowany, gruba prążkowana, biały (z szarą łatą), czarny (z białą łatą). Szaleństwo wzorów i kolorów.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz