zapachniało latem

Mieliśmy już w tym tygodniu truskawki... i dwie garście młodych ziemniaków. Do truskawek obowiązkowo biały jogurt z liśćmi swieżej melisy.
Przyśweciło słońce, wczorajszy dzień przepędzony na dreptaniu w mieście prawie obok.
Podróż pociągiem, wspomnienie metra. Przedziwne zakupy: czternaście plastrów z opatrunkiem (ach, te buty ;P) plus rolka zwykłego. Tabletki imbirowe na chorobę lokomocyjną (nie dla Mymli), wizyta u mamuta z kubełkiem lodów i paczką żelków w kształcie gąsienic.
Oczekiwanie na wichurę o wdzięcznym imieniu Wiktor, która jednak tutaj nie przyszła. I goście, goście!
Ci wypełniający czas zupełnie namacalnie, fizycznie bardzo oraz Ci z daleka, dający znać o sobie, od siebie poprzez słowa przesyłane łączem.
Ahoj Alice! "Perełka" niebawem będzie u Ciebie.






białe jest białe, czarne jest czarne

I przyszła prawdziwa majowa aura :). Po fali upałów, oślepiających promieni słońca mam, com chciała: chmury, lekki chłodny deszcz i porywy wiatru. Rośliny wokół wreszcie zazieleniły się, zrzuciły z siebie wielotygodniowy kurz i odżyły. Wokół pachnie bzem.
Mymel nie potrzebuje absolutnie żadnego pretekstu do tego, by wyjść na zewnątrz. Jedynym, co powstrzymuje, a będąc bardziej precyzyjną: jedynymi rzeczami, które mogą powstrzymać ją przed wybiegnięciem z domu, są dziurawe trzewiki. Zwłaszcza, gdy podeszwy są tak nadwyrężone, iż wpuszczają do środka nie tylko drobiny piasku, ale też żwir, kamyki oraz inne tałatajstwo. Co tu robić, nic tylko nowe nabyć.
Więc zaczęła się karuzela: kilka dni bezowocnych poszukiwań wygodnych, miękkich mokasynów, na płaskiej podeszwie, bez zbędnych ozdobników, najchętniej brązowych. Po drodze trafiły się: złote buciki, buciki w cekiny, trampki w czaszki oraz cała masa szpilek, koturnów, niestety: nic dla Mymli. Według zasady "wszystko albo nic" skończyło się więc na bele czym nabytym w pośpiechu, bele dało się chodzić, biegać i pedałować.  I tu Mymla popełniła błąd. Gdy już wpadła do domu odkryła, o nieszczęsna, iż jeden z tych wstrętnych buciorów jest o pół numeru mniejszy :(. Powiedziałby ktoś: masz babo paragon, więc...
Paragon w międzyczasie w niewyjaśnionych okolicznościach wylądował w kompostowniku (nie w makulaturze, o nieszczęsna), zdołał więc nabrać nieco kolorków i pokryć się patyną czasu. Odnaleziony, wyłowiony, rozmiękły, postarzony i woniejący bananami oraz kawą został poddany rewitalizacji. Niestety błędnej. Chcąc przyspieszyć jego wysychanie głupiutkie stworzenie przeleciało po świstku żelazkiem zapominając, iż cyferki oraz literki nie są fioletowe, tylko czarne (czarne! tekst wydrukowany w wyniku podgrzania papieru w danym miejscu, grrrrrrr, grrrrrrrrrrr).
Ehm, no cóż papierek się zaczernił. A Mymla kuśtyka po przysłowiowe bułki w przyciasnych trzewiczkach.

Bele do zimy....






włoskie lato

Wreszcienareszcie -  po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna dojechała do mnie

pAczkA pOd każdYm względEm idEAlnA.

Zawartość jej na tyle niezwykła, że na początku nie wiedziałam w co włożyć ręce. Ale w końcu, wielce zmobilizowana, napatrzona na desenie, namacawszy się porządnie zasiadłam do pracy. I już.
Mamy włoskie lato: proste sukienki, z niewielką ilością ozdób, za to ważne w detalu. Kolorowo, flanelowo, lniano - bawełniano.
Na deser dla tych, którzy być może nie dotarli, trzy "E" Olgi T.