czy cz czyyyy już jest?

Nuuu i doczekaliśmy się w końcu wiosny.
Większość krewnych oraz znajomych ogarnął szał porządkowy. I zaczęło się: lodówkowe pucowania, szafowe roszady, wycieczki do piwnicy i masowa wywózka śmieci. Na fali tych niby nowych, a jednak corocznych trendów Mymel przegrzebała wystawkę w przydomowym ogródku i przytargała lampę podłogową w kolorze wiśniowej czerwieni: prawdziwy skarb. Wielce upragniony, bowiem wzięło Mymlę na niebieskie, białe oraz czerwone :) wszystko!
Lampa wymagała kilku karkołomnych operacji, gdyż sprzęt ów z uporem maniaka wywalał korki. Metodą prób i błędów udało się wyeliminować felerny fragment kabla, przy okazji również rozwalić włącznik i skleić go na powrót (sprawdzić nie zaszkodziło: wszak od kilku lat usiłuje się zakupić tak zwane automaty zamiast zwykłych korków, zamiar ów do tej pory jednak nie został zrealizowany).
Efekt wielce zadowalający: działa! Po naprawieniu nastąpiła wymiana i do eks - właścicieli czerwonej powędrowała eks - mymelowa: szara. Udało się nam więc zaspokoić potrzeby absolutnie wszystkich, przy czym nic nie wylądowało na śmietniku, nic nie zostało zakupione, jedną rzecz poddano recyklingowi, zaś obydwie strony cieszyć się mogą "nowym" bez szkody dla otoczenia. Punkt dla nas ;P.





prassssówka

Przygnębiający weekend opromieniony światłem słońca.
W ramach odpoczynku od.... spędziłam te dwa dni czytając.
Wśród licznych tekstów nasmarowanych przez lokalsów oraz kilku interesujących wygrzebanych
z ogólnopolskich tytułów, nie znalazłam ani jednego o pozytywnym wydźwięku. Jako ukoronowanie ponurego dnia, na deser niejako, zostawiłam sobie "przekrojowe" Wstydy polskie
Dziś kolejna publikacja: tekst Hanny Gill-Piątek opublikowany na stronach GW. 
Treść nie nastraja radośnie.
Na duchu podnosi jednakowoż sam fakt, iż tego typu opinie powoli przedostają się do mainstreamu.
To cieszy, że nie trzeba już hasać po Zielonych Wiadomościach, blogach pogardliwie określanych
(przez "ciemną stronę mocy" ;P z naciskiem na pogardliwie) mianem lewackich lub rowerowych stronach poszczególnych miast, by trafić na rozsądny głos nawiązujący do rzeczywistej sytuacji nie tylko w wielkich aglomeracjach. Nie każdy wie, gdzie szukać takich tekstów, nie każdy ma potrzebę i chęć, by zaglądać do tego typu miejsc w sieci. Dlatego się cieszę. Bo dzięki temu publikacje zyskają szersze grono odbiorców. Czyżby jakiś przełom?
Uwagę zwrócił także wywiad przeprowadzony z minister Fedak (tekst znajduje się tu).
I to również powód do (mam nadzieję, iż nie przedwczesnej i nie na wyrost) radości.
Oglądam się przez ramię: czyżby nastąpiła wiosenna offfensywa? Wymiana dyżurnych tematów? Jeszcze nie, ale idzie (chyba) ku dobremu.







pączkowanie

Danie dnia: pączki.
Na śniadanie, na obiad i być może jeszcze na kolację (zostały dwie sztuki, okrąglutkie i pulchniutkie wdzięczą się w kuchni na stole). Osobiście wolałabym, by miejsce pączków zajęły dziś gniazdka :). Nie znalazłam jednak ani jednego, baaa! nawet bułek w piekarni zabrakło.
A jutrzejszy dzień ustanawiam niniejszym Dniem Kiszonej Kapusty. Dla równowagi. Natomiast sobota będzie zdecydowanie gniazdkowa, w dodatku: wyjazdowa. mrozy ciut odpuściły, więc można porzucić kamieniczne lochy bez obaw, iż po powrocie najcieplejszym miejscem, które zastanę okaże się lodówka. Jako ozdóbka do krótkiego, frywolnego raczej wpisu: bluza idealna dla nałogowych pączkożerców. Ukryje każde brzuszysko ;).